Od dziś przy krótkich opowiadaniach nie będę pisać: 'miniaturka' tylko samo 'm'. Dziś parring z innego, mojego ulubionego serialu. Zapraszam na Makorrę! (Dla tych, co nie wiedzą, serial pt.: 'Legenda Korry'.
________________________________________
Wow. Miasto Republiki jest takie piękne. W końcu uciekłam z tej dziury by uczyć się magii powietrza. A najlepsze jest to, że prawie od razu wpisałam się w karty miasta [poza tym, że jestem Avatarem] jako mag wody w Ognistych Fretkach. No, może gdyby nie to, że grała w nich para młodych chłopaków. Bolin i Mako. Oboje byli przystojni. Nocami wzdychałam do nich, a tak właściwe to tylko do jednego z nich. Bolin jest młodszy. A poza tym ta wrodzona skrytość Mako imponowała mi. Ćwicząc, obserwowałam jego ruchy. Zawsze był taki piękny. Tylko Bolin wszystko psuje. Widzę, że mu się podobam, każdy to widzi. Ale nic do niego nie czuję. To mój przyjaciel i wiem, że jak dowie się prawdy, to go zaboli, jest dość delikatny.
- O! Avatar Korra! Jak ci mija dzień? - Tarrlock wydaje się być ciekawy tego, jak idzie mi nauka.
- Dzień dobry. Nawet dobrze, a panu? Czy uporał się już pan z tymi zbirami? - Jak na razie podoba mi się bycie Avatarem, co prawda cały czas okrywam, jakim chamem będzie Amon.
- Spokojnie, szef policji, Lin, zajęła się tym. Masz czas na zawody. - Uśmiechnął się szeroko. Nie odwzajemniłam go i natychmiast pojechałam na trening. Był ciepły, wiosenny ranek. Czekali na mnie na sali.
- Hej, Korra! - Bolin przybiegł i przytulił mnie, a Mako? Hmm, ignorant jak zawsze. W sumie to nie wiem, co w nim widzę.
- Hej Bolin, hej Mako! - krzyknęłam, głos rozniósł się po sali, i korytarzu.
- No Korra, w końcu przybyłaś. Martwiłem się, że nie przyjdziesz.
- No co ty? Ja miałabym nie przyjść na trening? No chyba żartujesz. - Uśmiechnęłam się.
- Dobra, spokojnie, bo jeszcze któremuś z was pęknie żyłka. To nie czas na takie rozmowy. Niedługo eliminacje, musimy być jak najsilniejsi. Co nie? No Mako, hmm?
- No dobrze, ale tylko ze względu na ciebie, zluzujmy i grajmy, bawmy się czy jakoś tak. - Zaśmiał się, a w końcu każdy leżał albo płakał ze śmiechu. Powód? Hmm, raczej go nie było. Trening, to była chyba jedyna okazja na spędzanie czasu z nim. Czy on nie zdawał sobie sprawy z tego, że coś do niego czuję?
[...]
- Cześć słonko. - Jego głos był prześliczny, aczkolwiek coś mi się tu nie podobało.
- No hej skarbie. To jak? Zakładacie te nowe wdzianka od mojego taty? Popatrz, jakie są śliczne. - Wyciągnęła z torby trzy koszule, jakie mieliśmy założyć na ochraniacze. To mi się nie podobało, znaczy nie te głupie ubrania, tylko ona. Asami. Aktualnie wróg numer jeden. I ten jej piskliwy, podobno słodki głosik... Tak mnie wkurzała, i jeszcze migdalili się, gdy byłam w pomieszczeniu. Byłam zazdrosna. Piekielnie. Wyszłam z hukiem, a za mną wyszedł Bolin.
- Widzę, że ty też nie bardzo znosisz te 'widoki'? Opanuj się, przecież dziś początek mistrzostw, założymy te głupie ciuchy, zagramy doskonale, jak zwykle i będzie po sprawie. - Puścił do mnie, trochę nieudane, perskie oko.
- Masz rację. Do gry mamy jeszcze trzy godziny. Może pójdziemy do jakiejś knajpy? Najlepiej z jedzeniem według przepisów plemienia wody? - Wykrzywiłam usta w nieudanym, jednak zadowalającym go uśmieszku.
- Też je lubisz? No w końcu ktoś taki mi się trafił! Pewnie, mam taką swoją ulubioną knajpkę.
- To chodź, nie ma na co czekać. - Znów się uśmiechnęłam. To będzie moja nowa praca - rozdawanie uśmiechów. Pojechaliśmy Nagą do tego baru, Bolin zamówił jedzonko. Cieszyłam się, spędzając z nim czas, nie musiałam udawać przed nim typowej dziewczyny, styl jedzenia, bekanie i takie tam. Nareszcie mogłam być sobą. Mieliśmy jeszcze tak dużo czasu do mistrzostw, wybraliśmy się na spacer: nad rzekę, na wyspę Aanga. I nawet dał mi bukiet kolorowych kwiatów. Zmieniłam do niego nastawienie. Jest miły i romantyczny. Ale Mako jednak dalej nad nim górował, i nawet nie wiem czemu. Przecież to Bolinowi zawdzięczam bycie w drużynie. Zupełnie nie wiem, co ja robię. Czy jestem tak chamska i startuję do dwóch naraz? Popatrzyliśmy z punktu widokowego na miasto. Było takie piękne. Zbliżył się do mnie.
- Cudownie, prawda? - Nie dał mi odpowiedzieć, bo pocałował mnie, tak, jak nikt inny. To był mój pierwszy pocałunek. Wkrótce byliśmy w drodze na stadion. Huczało w nim, do meczu pół godziny, a miejc wolnych brak.
- Siema Bo. I Korra. - Mako, przebrany, siedział z Asami.
- Hej. - Powiedziałam razem z Bolinem. Poszedł się przebrać, ja tak samo. Wróciliśmy. Zaczęliśmy się rozgrzewać, od tego meczu zależał awans do półfinału. Bolin wyszedł, a Asami poszła na trybuny do taty. Zostaliśmy tylko my. Sami. Z różnych czasopism dowiedziałam się, że warto być szczerym w tych sprawach.
- Mogę ci coś powiedzieć? Wiem, to dziwnie zabrzmiało. - Czułam, że się czerwienię.
- No jasne Korra, mów od razu, nie kryj się. Znamy się już na tyle dobrze, że chyba nie masz po co się rumienić. - Otóż wcale nie miał racji. Wcale a wcale.
- Ehm. No bo wiesz... Ja, ja... - No dalej ciamajdo, wyduś to z siebie. - Bo ja CIĘ KOCHAM.
- Wiesz Korra, nie sądzę, żebyśmy. Sama rozumiesz, jestem z Asami, to się nie uda. - Posmutniał, zupełnie tak jak ja. Nigdy nie czułam się gorzej. Wolałabym, gdyby Amon odebrałby mi magię, niż to. Teraz chcę zapaść się pod ziemię... Czułam, że mam szklane oczy.
- No jasne. To zapomnij o tym. Tego incydentu nie było. Okej? Niech to pozostanie między nami.
- Dobrze.
I w tym momencie usłyszałam głos komentatora. Mecz się zaczynał, nie, nie mecz, WALKA magów. Wygramy z Tygrysodylami. To nie będzie trudne. No, wychodzimy.
Gra była na wysokim poziomie. Z ringu wyszłam mokra [wpadłam do wody, i po prostu spociłam się trochę], podekscytowana wygraną i przygnębiona sytuacją sprzed walki. Przebrałam się jak najszybciej i wyszłam na taras z Nagą. Widok nocy neutralizował ból.
- Korra, wybacz mi. - Podszedł do mnie, zrobiłam się jeszcze bardziej smutna.
- Już powiedziałeś, co do mnie czujesz. Nie musisz przepraszać.
- Nie, nic nie powiedziałem. - Przysunął się do mnie i pocałował. I w tym momencie przyszedł Bolin. Złamałam mu serce. Poczułam te ukłucie. Zdałam sobie sprawę, że uszczęśliwiając innych, smucę siebie i na odwrót. Rozpłakał się i wbiegł do sali. Pobiegłam za nim, zostawiając Mako. Pogadałam z nim. Ma prawo się na mnie złościć, ale go udobruchałam. Strasznie było mi go żal. Jeszcze parę godzin temu to on mnie całował. W co ja się wkopałam??? W końcu mi przebaczył, nie wiem, jakim cudem, ale zrobił to. Tak samo, jak Mako. Początkowo też miał do mnie wąty.
Mój najskrytszy sen się spełnił. Chodzę z Mako. Asami czuje do mnie to samo, co ja kiedyś do niej. Nie przeszkadza mi to. Jestem szczęśliwa. Nie ma to jak spacer z ukochanym o zachodzie słońca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz