Hejka naklejka, postanowiłam jeszcze trochę czasu poświęcić na następnego posta. Od koleżanki, która jest w temacie dostałam ocenę bardzo dobra ;d więc może i teraz się uda.
_______________________________________________
Wesele Fleur to kwintesencja tego roku. Choć jedno szczęśliwe zdarzenie. Czasy są naprawdę niespokojne. A na dodatek ten palant Ron cały czas ma do mnie jakieś pretensje, typu: 'Czemu się tak na niego patrzysz?!', 'Już mnie nie kochasz!'. Czy on serio myśli, że chce mi się stroić amory, kiedy Harry i cały świat jest zagrożony? Czy ten rudy osobnik w ogóle myśli? Ostatnio mam go dosyć. Co chwilę doprowadza mnie do szału, a rok szkolny jeszcze się nie zaczął.
- Hej Hermiona. To jak, z kim idziesz na wesele? - Harry, on stara się mnie pocieszyć, wie, że Ron stał się drażliwy.
- Chyba z Ronem. Choć mam go dość, to chyba się poświęcę, ten jeden wieczór. - Uśmiechnęłam się przez smutek.
- Czy to znaczy, że chcesz z nim zerwać? - te zdanie nie zdziwiło go, zdziwiło go te moje oczekiwanie.
- Nie mam wyjścia. Przysparza mnie o ból głowy. A z resztą wypatrzyłam już sobie kogoś. - wykrzywił twarz w dziwnym grymasie.
- A mogę chociaż wiedzieć, co to za szczęściarz? Czy raczej średnio? - zaśmiał się, po czym wziął za rękę i wyszliśmy z chatki oglądać, jak rozstawiają namiot weselny. Ładny widok. Pytania pozostawiam bez odpowiedzi, sądząc, że Wybraniec z braku odpowiedzi wyciągnie odpowiedź. Tak. Dzięki ci mózgu za tak skomplikowany tok myślenia nadający się do pracy w Ministerstwie Magii. Ron przyszedł. Miał obitą twarz po bliższym spotkaniu z jakimś chłopakiem, który rozmawiał ze mną. Był wściekły za te rozmowę, pobitą twarz i to, że Harry dalej trzymał moją dłoń.
- Co tu się dzieje? Co to w ogóle ma być? To ja musze cierpieć, bo mnie jakiś facet prawie zabił, a wy tu sobie...?! - miałam się "miło" odezwać, ale nie, bo to jeszcze mój chłopak, mam go dość, ale to mój chłopak.
- Ron, wyluzuj. Ja Hermę tylko tu przeprowadziłem. - zaczął się tłumaczyć. Może to właśnie moja szansa? Może mam to uczynić teraz? Na trzy godziny przed weselem? Tak, bo dłużej nie dam rady.
- Harry, zostawisz nas samych? - kiwnął głową i poszedł do domu, do Ginny.
- I co? I będziesz mi się teraz tłumaczyć z tego? - zachowałam naturalny wyraz twarzy, lecz Ron gotował się z wściekłości.
- Nie. Wręcz przeciwnie. Nie będę ci się z niczego spowiadać. Zrywam z tobą. - miałam już odejść i zostawić go, ale złapał mnie za nadgarstek i wrzasnął na cały głos:
- Nie masz prawa!
- Ależ oczywiście, że mam. Popatrz na siebie, na to, jak się zachowujesz. Człowieku, lecz się. - Dalej zachowywałam ten sam wyraz twarzy i odwróciłam się na pięcie. Odeszłam. Stał tam sam, załamany. Dokładnie tak, jak ja codziennie. Dobrze mu tak. Teraz pozostało mi tylko uporanie się z tym indywiduum. Tylko rok. Nic więcej. Poszłam do domu i dałam znak dla Harry'ego, żeby poszedł pogadać, tak jakoś po męsku, powinien go zrozumieć. No właśnie. Powinien.
- Hej, Miona. Słyszałem Rona. Niezłe przedstawienie ci urządził. Przykro mi za niego. - Przytulił mnie.
- Niepotrzebnie. To było nieuniknione. Każdy się tego spodziewał, i on też, tylko tej myśli nie dopuszczał do siebie. - uśmiechnęłam się. W końcu to mój "obiekt westchnień".
- I tu się zgodzę w stu procentach. A więc... W takim razie z kim idziesz na wesele Billa? - Udał zawstydzonego.
- Raczej sama. Harry idzie z Ginny, z Ronem się pokłóciłam. W sumie to raczej nie mam z kim. - Uśmiechnęłam się krzywo.
- O! To dobrze się składa, bo ja też idę sam, wiec może byśmy poszli sami razem? - Zaśmiałam się, w końcu. Na to czekałam. Przystojny, wysoki, zabawny mężczyzna mnie podrywa.
- No pewnie. Tylko pójdę ubiorę się. No wiesz, tak elegancko. W końcu to ślub. - uśmiechnęłam się zawadiacko, odpowiedział tym samym.
- Może wiesz, czy mógłbym pójść z tobą? - wysłał mi żałosne spojrzenie. Odpłynęłam.
- N-no pewnie, że tak. Nie wiem tylko, czy mój mały pokoik pomieści nas dwóch.
- Pomieści. Nie bój się. Zadbam o to. - Po czym poszliśmy prosto na górę. Ja pierwsza weszłam do pokoju wyjąć sukienkę, która tak bardzo mi się podobała. Była czerwona, bez ramiączek, rozkloszowana i ze złotym paskiem. Dziewczyny śliniły się na jej widok. A teraz tak po prostu miałam zdjąć swój strój i założyć sukienkę przy Fredzie. Tak po prostu. Wstydziłam się za siebie, a z jednej strony byłam dumna, że ktoś mnie może kochać, tak normalnie. Szybko się przebrałam, dla niego chyba nawet zbyt szybko.
- Jesteś taka piękna. - Po czym obdarował moją szyję gorącymi pocałunkami.
- Uważaj, bo jak Ron tu wparuje, to będziesz miał kłopoty.
- Co z tego? Jestem od niego starszy. Jakby coś się miało wydarzyć, George mnie uratuje. - Uśmiechnął się i dalej całował mnie. Poczułam się, jakbym była w siódmym niebie. Pierwszy raz od tak dawna ktoś mnie całował. Cała drżałam z podniecenia.
[...]
Obudziłam się w pokoju Freda. I pamiętałam tylko część wydarzeń z wczoraj. A obok słodko spał nie kto inny, tylko Fred. Pocałowałam go czoło na dzień dobry. Wstałam i poszłam do łazienki, by się rozbudzić, wykąpać i tak dalej. Gdy wyszłam, cały dom był na nogach. Wszyscy również ogarniali się po wczoraj. Okazało się, że złapałam bukiet, a Fred muszkę. Było cudownie. Powoli przypomniałam sobie, jakie wydarzenia miały tak właściwie wczoraj miejsce. Z Fredem tylko spałam. Nic się nie stało, ale gdyby coś wynikło, to nie żałowałabym. Dziś po raz pierwszy usłyszałam od niego słowa: "Kocham Cię". Był taki czuły. Z każdą chwilą coraz bardziej. Miesiąc później odbyło się nasze wesele. Było przecudownie, nie mówiąc już o nocy poślubnej. Niestety czasy się nie zmieniły, Ron był nadal na nas wściekły, światu zagrażał Voldemort. A mnie czekała szkoła.
Pewnego pamiętnego dnia wszystko się zmieniło. Wygląd szkoły, większości rodzin. Tak jak i u nas. Zmarłam 2 maja, razem z Fredem, będąc w ósmym miesiącu ciąży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz