Cześć. Weźcie piszcie jakieś komentarze, bo mi smutno. Dziś trzecia i ostatnia część 'Zbrodnia i Korra'. Zapraszam do wkręcenia się w opowiadanie.
________________________________________
Aby zdążyć. Aby zdążyć. Czułam, że biegałam w kółko, gdy czas biegł zbyt szybko. Bolin starał się nie przeszkadzać. Chciałam spróbować sztuczki Lin z wykrywaniem. Udało mi się, jednak byłam od nich daleko. Popłynęłam, ile sił w nogach. Zauważyłam też, że policjanci i Tenzin stali przy brzegu. Szukali wzrokiem czegoś, czego nie zobaczą. Nagle z wody wypłynęła kula powietrza, a w niej oni. Zaraz... A gdzie Lin?! Zostawiłam ich policji. Szukałam jej. Była niedaleko. Byłam wystraszona i załamana. A co, jeśli będzie za późno? Miasto Republiki straci wtedy kogoś ważniejszego od burmistrza... Widzę ją! Została przywiązana do jakiegoś drewnianego słupa. Była poobijana. Pędziłam, by ją odwiązać, Bolin przygotował scyzoryk i szybko piłował linę. Szybko. Dla mnie to nadal było wolno. Była już w bezpiecznej strefie. Bo wziął ją na ramiona i szybko wybiegliśmy z wody. Medyk stał przy brzegu i od razu rozpoczął reanimację.
- Korro, nic ci nie jest? - Co, to Tenzin się boi o mnie?
- Daj spokój. - Rozpłakałam się, wiedziałam, że to nic nie da. Przytuliłam się do Bolina i odeszliśmy kilkanaście metrów dalej. Medyk dał jakiś znak. Nie widziałam go bardzo, miałam zapłakane oczy. Podeszli ludzie z noszami. Nie. Co ja zrobiłam? Dlaczego tak długo zwlekałam? Gdybym nie zasiedziała się u Bolina, ona nadal żyłaby... Bo, widząc mój strach, objął mnie jeszcze mocniej i pocałował. Wokół Lin zrobiło się zamieszanie, a tak dokładniej, wokół samochodu. Czy ona żyje? Naprawdę? Podbiegłam do Tenzina.
- Ona żyje?
- Tak. Ledwo. Jest w ciężkim stanie. - Całe szczęście, że żyje. Jestem uzdrowicielką, więc może pomogę. A jak nie, to wezwę Katarę. Jest ode mnie silniejsza, ona na pewno da radę. Pojechałam z Bolinem na Nadze do szpitala, w którym jest obecnie Lin. Wbiegłam po schodach. Zapytałam się pielęgniarki o salę, powiedziała mi tylko, że jest w trakcie operacji, która zapewni jej życie. Więc uspokojona [tabletki pomagają], usiadłam w poczekalni i położyłam twarz na ramieniu Bo. Czyżbyśmy byli parą? Hmm, to by było słodkie. Kiedyś dałabym mu kosza, a teraz modlę się o dobrą decyzję.
- Hej Korra, dobrze się czujesz? Te wahania nastrojów mogą źle na ciebie wpłynąć. Może chcesz wody? - Jakie to piękne, że ktoś się o mnie troszczy.
- Wszystko jest w porządku, nie dziękuję. - Uśmiechnęłam się lekko. [Gdyby zdobywanie chłopaków było w normalnym życiu takie proste.] Dziwiło mnie to, że jeszcze w szpitalu nie było nikogo. Co prawda Tenzin zapowiedział się na za godzinę od owego incydentu, ale czy naprawdę nikt z policji nie wysłał jakiejś delegacji? Rozumiem, że to policja, mają masę roboty. No ale gdyby chociaż osoba przyszła. To nic wielkiego poświęcić swój czas dla najlepszego szefa na świecie. Powinni się o to bić. A tu nic. Po paru długich godzinach wyszedł lekarz. Powiedział, że operacja się udała, bla bla bla no i można było ją odwiedzić. Więc weszliśmy do pokoju 453. W sali nie było nikogo poza nią. Czyżby powiedziała, że lubi samotność?
- Dzień dobry. Jak się pani czuje? - Miałam od razu zacząć uzdrawianie, ale może poczekam.
- No może nie taki dobry. Wiecie dzieciaki. Bywało lepiej. Wszystko mnie boli, pobili mnie, nie szczędzili sił.
- Spokojnie, policja ich szuka, a sąd uwzględni na sto procent pani stan. Skoro panią wszystko boli, to może pomogę? Jestem przecież uzdrowicielem.
- Jeśli mogłabyś. - Od razu zabrałam się do pracy, a było jej naprawdę dużo. Zaczęłam od głowy, była najważniejsza. Potem żebra, nogi, ręce. W godzinę się z tym uporałam. Wystarczył jej tylko odpoczynek. Jednak napotkałam gdzieś w okolicach głowy jakąś przeszkodę, nie wiedziałam, co mam robić. Ale potraktowałam to jako cięższy uraz i działałam dalej. Poszłam się odświeżyć, Bolina dawno nie było. Zanudziłby się na śmierć. Wracając zauważyłam, że komendant zasnęła, jednak po bliższym przyjrzeniu się, zaczęłam panikować. Wezwałam lekarzy i pielęgniarki z całego piętra. Zbadali ją. Zmarła. To był największy w moim życiu cios. Wybiegłam ze szpitala, by odnaleźć tych zabójców. Udało mi się po jakichś 20 minutach poszukiwań. Nie czekałam na nikogo. Zaatakowałam, nie wiedzieli, co się dzieje. Eliminowałam każdego po kolei. Każdemu odbierałam moc. Ale tylko jednego zabiłam. Naoki. Nie miał prawa, by dalej żyć. Każdego owinęłam sznurem i dla pewności otoczyłam ogniem. Nie wyjdą. Zawiadomiłam policję, żeby ich aresztowali. Potem pojechałam do świątyni, aby zakończyć ten dzień. Nie mogłam zasnąć. Całą noc myślałam na przebiegiem dzisiejszych zdarzeń i ilustrowałam inne wyjścia, które i tak na nic się nie zdały, bo było już po fakcie. Ale nie miałam nic innego do roboty. Chciałam poleżeć, w samotności. Jutro miał odbyć się uroczysty pogrzeb Lin. Tak przynajmniej słyszałam od Tenzina. Wiedziałam, że też cierpi. Cierpi, tak jak ja. Obudziłam się, brakowało mi energii, tej co zwykle, chociaż czego ja się spodziewałam? Że Lin zmartwychwstanie? To byłoby zbyt proste. Ubrałam się i poszłam na pogrzeb. Stałam przy Lin. Patrzyłam się jej na twarz. Była blada. Dowiedziałam się od kogoś, że była nieuleczalnie chora. Ale na co? Czym była ta przeszkoda? Operacja się udała, w pełni ją uzdrowiłam, więc co poszło nie tak???
To był rak mózgu. Wykryty zbyt późno, aby móc coś zrobić. A dokładnie wczoraj. W trakcie operacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz